-
Ciężko mi w to uwierzyć
Ciężko mi uwierzyć w to, że zaraz będzie koniec roku. Przez ostatnie miesiące przyłapywałam się nieustannie na przywiązywaniu nieproporcjonalnie dużej wagi do pracy. Gdyby mój blog byłby człowiekiem, najprawdopodobniej już dawno wykreśliłby mnie ze swojego życia i powiedział, że taką przyjaźń to mogę sobie co najwyżej wsadzić w dupę.
-
Jest taki ktoś
Dzisiejszy tekst tak naprawdę nie jest nawet tekstem — jest wyznaniem. Podziękowaniem. Deklaracją. Choć w praktyce rzeczywiście masz do czynienia jedynie ze ścianą słów, tak chciałabym, żebyś wiedział, że między tymi słowami jest przede wszystkim szczerość.
-
Kwietniu, błagam Cię — weź się zlituj
Prawda jest taka, że marzec był świetny, po prostu niekoniecznie w tym sensie, w którym pierwotnie zakładałam, że będzie. Prawda jest taka, że w ciągu jednego miesiąca zrobiłam więcej, niż kilka lat temu zrobiłabym w ciągu roku. Prawda jest taka, że są postępy — niekoniecznie widoczne gołym okiem. Bo te postępy przede wszystkim zaszły we mnie, a dokładniej — w mojej głowie.
-
Co zrobić, gdy mleko już się rozlało?
Bardzo nie chcę mówić, że wszystko będzie dobrze. Bo wcale nie będzie — będzie tylko i wyłącznie gorzej. Być może wydaje się Tobie, że nie mam racji, a może po prostu chcesz myśleć, że wcale jej nie mam. Tak właściwie to ja też nie wiem, czy mam rację, czy może przesadzam, ale jedno jest pewne — nie jest kolorowo. No i na pewno jest znacznie gorzej, niż się tego spodziewaliśmy. Krótko mówiąc: mleko się rozlało, więc pozostaje pytanie — co teraz?
-
Czego nauczył mnie (prawie) rok kompletnej stagnacji?
Bardzo często jest tak, że człowiek musi odbić się od samego dna, aby podjąć jeszcze jedną próbę wypłynięcia na powierzchnię. I bardzo często jest tak, że ten proces się powtarza, dość regularnie. A u mnie było tak, że ja, po dotknięciu dna, postanowiłam uciąć sobie tam drzemkę i obudzić się w nowym roku, żeby zorientować się, że w gruncie rzeczy chyba nie wszystko jeszcze stracone.